W ostatnim poście pisałam o tym, jak stałam się ogrodniczką i projektantką w jednej osobie, a w tym chciałabym Wam przedstawić historię naszego ogrodu, który powstał dzięki naszej wieloletniej, samodzielnej pracy.
Trwało to tak długo głównie ze względów finansowych, gdyż tego typu ogród, to ogromna inwestycja, a my nie chcieliśmy iść w kwestii ogrodu na żaden kompromis. Przecież realizowałam swoje największe marzenie.
Widzieliście już w poprzednim poście (link poniżej), jak wyglądała nasza działka w dziewiczym stanie, zanim rozpoczęliśmy pracę nad stworzeniem w tym miejscu ogrodu.
http://zielonomitu.blogspot.com/2013/01/mam-zielone-pojecie-czyli-jak-staam-sie.html
Jak patrzę na tamte zdjęcia, to stwierdzam, że nawet wtedy miała swój urok.
To, co Wam teraz pokażę, niektórych wprawi w osłupienie, ale od początku wiedziałam, co robię i jaki efekt chcę osiągnąć.
Na początku było, jak w piosence braci Golec „tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco”:-)
Po wjechaniu na działkę ciężkiego sprzętu, przestała przypominać sielską i malowniczą. Totalna demolka. Ale to było konieczne… Czasem tak jest, aby było ładnie, najpierw musi być brzydko:-)
Poniżej jedyny fragment działki, na którym można było bezpiecznie postawić dom. Wykonaliśmy badania geologiczne gruntu jeszcze przed zakupem działki. A jak wszystkie formalności związane z podziałem, zakupem działki, uzyskaniem warunków zabudowy oraz pozwolenia na budowę domu, zostały dopełnione, mogliśmy przystąpić do prac. Rozpoczęliśmy od niwelacji terenu. Poniżej pokazana jest górna część działki, wraz ze skarpą przylegającą do domu sąsiada.
Na górnej części działki rozpoczęliśmy prace fundamentowe pod budowę domu. Po wykonaniu wykopów krajobraz wyglądał niczym jak na Marsie:-)
Po wykopach pod fundamenty znowu powstały całe góry ziemi, która na szczęście częściowo nadawała się do wykorzystania do kształtowania terenu pod ogród. Resztę znów musieliśmy wywieść.
Pozostawiliśmy w tym stanie działkę na zimę, żeby ziemia po niwelacji osiadła.
W marcu 2006 r. działka wyglądała tak, jak poniżej.
Na przełomie 2005/2006 r. była długa i bardzo śnieżna zima.
W marcu 2006 r. działka wyglądała już tak. Topniejący śnieg spowodował, że z 3 stawów (mój jest w środku), zrobił się niemalże jeden.Byliśmy załamani. Musieliśmy wzywać strażaków i pompować tę wodę, która zalała cały teren wokół stawu. Na szczęście fundament był bezpieczny, bo ta część znajduje się kilka metrów wyżej.
Po osuszeniu terenu w kwietniu 2006 r. było już tak. Bagno, w niektórych miejscach, jak to poniżej, nie dało postawić się nogi. Po prostu grzęzło się po kolana. A więc porażka. I jak tu jakikolwiek ogród zakładać? Mieliśmy niezłą zagwozdkę.
W maju 2006 r. przystąpiliśmy do dalszej budowy domu. Jesienią 2005 r. udało się postawić tylko fundamenty. Tak wyglądała skarpa od strony sąsiada.
A tak z drugiej strony, w granicy z drugim nowym sąsiadem, u którego też rozpoczęła się w tym samym czasie budowa domu.
Tutaj pokazuję dolną część działki, która dziś stanowi zasadniczą część ogrodu. Tak wyglądała w 2006r.
Kolejny etap prac…. ponownie wymagał użycia ciężkiego sprzętu. Musieliśmy poczekać, aż grunt wyschnie. Niestety wraz z wiosną z ziemi wyszły nowe chwasty, staw również zazielenił się od rdestnicy .
A tu mury pną się do góry. Oj, działo się to niesamowicie szybko.Skarpa od strony sąsiada została zabezpieczona żelbetowym zbrojonym murem.
A tu już dom do piętra postawiony i widać uformowaną skarpę.
Od strony drugiego sąsiada, czyli od garażu.
A tu prawie panorama .
No i spojrzenie na przygotowany teren. Pytanie przygotowany na co? No bo przecież na tej ziemi z wykopów to tylko chwasty chętnie rosły. Trudno to było nazwać w ogóle ziemią, sama glina wymieszana z iłami i kamienie. Trudno sobie wyobrazić, że w tym miejscu powstanie kiedyś ogród.Prawda? Przy palącym słońcu ziemia wysychała na wiór, a po deszczu mieliśmy tłuste, lepiące się do wszystkiego błoto.
Na szczęście różnica poziomów pozwalała na podniesienie terenu wokół stawu o co najmniej 50 cm. Pomyśleliśmy wówczas o nawiezieniu żyznej ziemi. Ale to był tak ogromny koszt, że musieliśmy to zadanie podzielić na wiele miesięcy.
Pozostawał też problem zaprojektowania ogrodu. Miałam już pomysł w głowie, od momentu, jak zobaczyłam tę niezwykłą działkę. Trzeba było go przenieść na papier, żeby mój mąż oraz firma brukarska, która później wykonywała dalsze prace przy budowie małej architektury (taras, obrzeża, schody, murki itd.) wiedziała, co ma robić.
Z uwagi na fakt, że zamieszkaliśmy tymczasowo w wynajętym mieszkaniu, priorytetem stała się budowa domu. Tak więc do kolejnych prac przystąpiliśmy dopiero na wiosnę 2007 r.
Dom w stanie surowym zamkniętym, do którego się wprowadziliśmy na początku sierpnia 2007 r. wyglądał tak.
Mój pracowity jak mróweczka mąż, sam kopał dół pod fundament murka, który miał okalać taras po łuku.
Jak widać powyżej, mój sąsiad zdążył już zagospodarować swoją działkę, tak więc przynajmniej widok z okna tarasowego mieliśmy już ładny.
Natomiast na naszej działce (zdjęcie poniżej) usypaliśmy niewielką skarpę pod budowę przyszłej kaskady wodnej, która miała wprowadzić ruch w stawie.
Posadziliśmy też żywopłot z tuj – odmiana ‚Kórnik IV’. Nie przepadam za tujami, ale chcieliśmy uzyskać gęsty, zwarty żywopłot, który nie zabiera zbyt dużo miejsca i będzie zimozielony. Dzięki temu dziś będąc w ogrodzie,możemy cieszyć się prywatnością.
To były takie pierwsze kroki, gdy z pustego klepiska teren zaczął powoli, mozolnie przeobrażać się w coś na kształt ogrodu.
Etapami ściągaliśmy żyzną ziemię.
Usypywaliśmy ręcznie pierwsze rabaty, ale bez ostatecznego kształtu.
Tak wyglądał teren wokół domu w maju 2008 r., kiedy zaczęliśmy tynkować elewację domu. Już wtedy tam mieszkaliśmy, więc to był chyba najtrudniejszy dla nas okres w trakcie całego przedsięwzięcia. Działka mimo wielu nasadzeń, wcale nie przypominała ogrodu, o jakim marzyłam. Chwasty wciąż nie dawały za wygraną, przypominało to „walkę z wiatrakami”:-)
Aby w jakiś sposób ułatwić sobie funkcjonowanie praktycznie na budowie, zabraliśmy się w pierwszej kolejności za budowę tarasu i zagospodarowanie terenu wokół domu.Część brukarską wykonała wg mojego projektu zaprzyjaźniona firma:-)
I kaskada częściowo wykonana.
Rabata poniżej stanowiła w czasie budowy ogrodu rodzaj przechowalni.
Nie mam uchwyconego na zdjęciach momentu, w którym staw został odpompowany praktycznie do zera. Dno zostało wyczyszczone, położyliśmy żwir i piasek, brzegi ręcznie wyprofilowaliśmy, tworząc coś w rodzaju 3 półek. Staw jest praktycznie nieprzepuszczalny, bo podłoże jest gliniaste. Jedyny problem to parowanie wody w upalne dni, wtedy poziom drastycznie spada i trzeba czekać aż się sam wyrówna. Z nadmiarem wody też sobie poradziliśmy, ponieważ został wykonany przelew.
Brzegi stawu najpierw zostały wzmocnione zwykłym niesortowanym kamieniem, głównie granitowym. Następnie przyszedł piasek, dalej agrotkanina, żeby chwasty nie przerastały i na koniec folia, ale tylko na brzegi. Nie było sensu kłaść folii na całość, ponieważ staw jest naturalny i ma 3 podskórne źródła. Na sam koniec położyliśmy ozdobne otoczaki w różnych frakcjach, a szczeliny pomiędzy nimi zostały wypełnione żwirem.
Odwiedziły nas znajome kaczki:-) Ukryły się pod magnolią, która cudownie zakwitła.
To chyba ta sama para, która pojawia się u nas na wiosnę co roku.
Zdarzył się jeszcze jeden cud. W październiku w naszym ogrodzie pod modrzewiem, między jałowcami procumbens ‚Nana’ wyrosły maślaki:-) Prawdopodobnie grzybnia dostała się tutaj wraz z korą:-)
Niesamowite:-) Tego się nie spodziewałam:-) Teraz maślaki zaprawione w słoikach stoją na półkach mojej spiżarni.
Zapraszam serdecznie do obejrzenia aktualnej wizytówki mojego ogrodu w różnych odsłonach:
Najbardziej aktualna tutaj:
http://zielonomitu.blogspot.com/2015/07/zapach-lata-utrwalony-w-kadrze.html
A tutaj pozostałe wizytówki:
http://zielonomitu.blogspot.com/2014/04/wiosenna-wizytowka-mojego-ogrodu.html
http://zielonomitu.blogspot.com/2013/05/wiosna-ach-to-ty.html
http://zielonomitu.blogspot.com/2013/11/wspomnienie-lata-w-moim-ogrodzie.html
http://zielonomitu.blogspot.com/2013/10/otowidzisz-znowu-idzie-jesien.html
http://zielonomitu.blogspot.com/2013/02/czarno-biao-kontra-wiosna-na-parapecie.html
Teraz każdej zimy nie mogę doczekać się wiosny:-) Czekam z radością na każdy nowy sezon.
Zbieram energię, bo w ogrodach zawsze jest coś do zrobienia:-)
To żywy organizm,który ciągle się rozwija.
Często odwiedzający mnie znajomi dostrzegając kolejne zmiany w ogrodzie, pytają mnie, czy mój ogród jest już skończony. Moja odpowiedź brzmi: ” Oczywiście, że nie….Ogród ogrodnika nigdy nie jest skończony”.
Ciągle coś w nim udoskonalam i wcielam nowe pomysły w życie. Ciągle jestem jeszcze „przed”, co mnie ogromnie cieszy, bo to mnie ciągle rozwija i uczy czegoś nowego.
Pozdrawiam serdecznie odwiedzających i dziękuję za miłe wpisy.
Komentarze